Noc minela spokojnie
Ranek szybko i nim sie obudzilismy siedzielismy juz w busie jadacym w kierunku drogi smierci.
Na przewyzszeniu 4700mnpm mikrobusik z rowerami na dachu zatrzymal sie z boku jeziorko, temperatura okolo zera, a my ubralismy sie w stroje zjazdowe, rekawice, ochraniacze i odziez ochronna, dostalismy po rowerku i instrukcji jak przezyc. Po czym ruszylismy w szalenczy zjazd ktory konczyl sie na 1300mnpm.
Nasze wyobrazenia troszke rozminely sie z rzeczywistoscia, bardziej niebezpieczne drogi udawalo sie nam tu przemierzac.... Zwazywszy na ruch jaki odbywal sie po nowo wybudowanej drodze asfaltowej (ktora wracalismy) idacej szczytami obok, kiedys musialo tam byc niesamowice niebezpiecznie. Na sam koniec zjazdu mielismy przedsmak tragedi jakie rozgrywaly sie tu latami. Chcac wykorzystac ostatni zjazd, pedalowalismy co sil, razem z opiekunem naszej i innej grupy, az tu nagle z za zakretu wylonila sie potezna ciezarowa, na szczescie bylo dla nas miejsce na drodze, gdyz trafil sie nieco szerszy odcinek, ale przerazenie w oczach mieli wszyscy lacznie z instruktorem.
Wypadkow nie brakowalo, dzien wczesniej jakis turysta spadl z pedalow.... a w naszej turze najwieksza atrakcje zafundowal sobie Kuba w poczatkowym odcinku drogi ladujac przez kierownice w rowie, na szczescie po dobrej stronie drogi. Na szczescie nie polamal sie, pozbieral rozzsypany plecak i pojechal dalej, po czym w polowie urwal mu sie lancuch ;)
Mielismy okazje po raz drugi tutaj spotkac deszcz, tym razem nie dalo sie zachowac suchej nitki, lalo z nieba, z drzew i z wodospadow, a my prulismy jak szaleni co sil w nogach stopujac tylko na zakretach !!!!! chwilami w mlecznej mgle niewiele bylo widac, ale nikt nie wypadl ,)
Bylo tez duzo przerw, co srednio 25min mielismy pitstop zeby podliczyc sztuki ,) Na kilku stopach dostalismy tez poczestunki i picie.
Na dole czekal na nas wypas, hotel z basenem hihihihi, malo kto odwazyl sie wejsc do wody, my nie skorzystalismy z prysznica, ale nadrobili jedzeniem, szfedzki stol z roznymi salatkami + mate de coca zadowolilo nas zupelnie.
W drodze powrotnej moglismy jeszcze raz z gory spojrzec na trase ktora przebylismy.
Busik powoli dowiozl nas do celu, jutro bedziemy miec zdjecia ze zjazdu wykonane przez obsluge.
Dzis juz pora spac, jutro ost dzien w La Paz i kolejna noc w autobusie, a nastepne trzy w jeppie ;/.
ps. gratulacje dla Glowacza i Justyny