Witajcie.
Och jak tu fajnie, po wczorajszym wieczorze zachcialo mi sie zostac tu jeszcze kilka dni, niestety za pare godzin bedziemy juz w Guilin, wczoraj udalo nam sie znalezc tanie bilety, wiec komu w doroge temu w czas,
a czas ciagle pieta nam po deptach ;]
Wczorajszy dzien zachwycil nas. Najpierw Wielki Chinski Mur, ktory okazal sie na prawde wielki i wymagajacy bardzo dobrej kondycji, nie wspominajac ze przeszlismy tylko dwanascie wiez, za ktorymi mur wspina sie na niedostepne bez sprzetu wspinaczkowego szczyty, a trasa turystyczna konczy sie wielka rozowa tablica, ktorej oczywiscie pilnowalo dwoch straznikow - jest ich tak duzo tutaj i maja tak wiele zajec ze ciezko uwierzyc, np :
- w kamizelce z gwizdkiem i marchewka pilnuja tlumu aby nie wchodzil w godzinach szczytu na pasy jak jest czerwone swiatlo
- pilnuja zeby wsiadac do metra jak nakazuje ich kodeks … ?,
- prawie zawsze na schodach w metrze ktos kieruje ruchem na schodach ;]
- niektorzy stoja w wyznaczonych miejscach przez caly dzien na bacznosc, zazwyczaj pod parasolka, wiec nie wiemy czy pilnuja parasolki czy ta sluzy im dla ochrony przed sloncem ? … ;]
- w autobusach jezdza zawsze kierowca i pani do kasowania biletow… hiihihihihi
Ogolnie rzecz ojmujac kazdy ma tu jakas misje i pewnie gdyby pomnozyc ich razy dwa to tez by sobie niezle rozdzielili prace ;].
Mur murem… ale wieczora tak przyjemnego nie spodziewalismy sie. Po powrocie zakupilismy bilety na samolot i na luzie pierwszy raz w Pekinie bez pospiechu maszerowalismy po miescie, wozilismy sie riksza, i taksowkami (w cenach ok 3zl za takse, czy 6pln za riksze). Probowalismy sobie chinskie roznosci jak rozne szaszlyczki, mikro kebabki, czy inne zapiekane w ciescie mieska, ktorych nazw nie potrafie powtorzyc (wszystko okolo 1zl/szt).
Po kilku godzinach ogladania tych roznorodnosci, w okolicach domu jakos tak zaglodnelismy jeszcze do okolicznych hutongow i nawet nie wiem jak sie to stalo ale dostalismy zaproszenie do stolika przy ktorym balowali dwaj chinczycy ;]
Oczywiscie zauroczeni zyciem jakie toczy sie w hutongach zasiedlismy ;] Stolik wysokosci kolan ustawiony na ulicy, przy nim grill glugosci metra ale szerokosci 15cm caly zastawiony szaszlyczkami, pani pilnujaca ognia i masa chinczykow dookola ;] nic piekniejszego hehehe.
To bylo piekne, tak siedzielismy sobie i rozmawialismy po chinsku, ktorego nie znamy ni w zab ;] i wszyscy rozumielismy sie. Co chwile ktos przychodzil, przyjezdzal, odjezdzal, a my tak siedzielismy, smialismy sie z naszymi nowymi przyjaciólmi z Chin, pijac piwo za piwem i zagryzajac szaszlyczkami ;]. W miedzy czasie siadal nam na kolanach malusi zabawny chinczyk ;], my robilismy zdjecia i poznawalismy rodziny naszych kolegow. Na koniec imprezy bardzo serdecznie pozegnalismy sie z naszymi przyjaciolmi i poszlismy jak rodowici mieszkancy uliczke dalej do naszego hostelu ;]
…To prawda ze sa szczesliwi, mieszkaja w hutongach, w malych domkach, dokola nich maja wszystko, przede wszystkim male restauracyjki, a najprzyjemniejsze i najwazniejsze jest to ze moga sobie siedziec przed domkiem na schodku i byc czescia ich ekosystemu.
Ach znowu ten czas, moze za kilka dni uda nam sie zwolnic i odpoczac pol dnia gdzies w jakims fajnym miejscu (ostatnie powtarzajace sie marzenie….), ale poki co komu w droge temu plecak na plecy, do uslyszenia z Guilinu albo jeszcze dalej, pa.