Czesc, jstesmy juz w Katmandu.
Wczoraj gdy ujrzelismy samolot, opadly nam rece, byl to najstarszy samolot jaki so tej pory widzialem, w podlokietnikach zainstalowany byly popielniczki, ale na szczesci byl to lot niepalacy ;]. Wnetrze wysluzone w kazdym calu, pokrowce na siedzenia jak dobrze przypuszczam byly kiedys koloru niebieskiego, obecnie chba sa zolte ;]. Piloci tez w podeszlym wieku. Wspomne jeszcze o poszyciu polatanym roznego koloru latami.
Najdziwniejsze ze ten poczciwy staruszek 575, w powietrzu czul sie jak mlody ptak, start odbyl sie prawie bez turbulencji podobnie i ladowanie.
Z lotniska zostalismy niemal porwani przez taksowkarza ktory zawiozl nas do zamknietego ( to tu normalne, ze po 23 raczej sie nie wychodzi…) hotelu. Hotel byl do zaakceptowania wiec poogladalismy jeszcze meczyk i zakonczylismy pozdroz.
Dzis od rana spacerujemy po Kathmandu, pierwsza dosnania sa szokujace, ale szybko sie przyzwyczajay do krow, bykow spacerujacych jak i my ;] oraz do calej tej egzotycznej sceneri.
Nie potrafie opisac widokow to trzeba zobacyc, ludzie zyja tu jak sie im uda. Slowa higiena nie ma w ich slowniku.
Minuty do konca sesji w caffe, wiec Idziemy pstrykac fotki, pozdrawiam.