Witamy wszystkich i pozdrawiamy !!!!
U nas wszystko w porzadalku, zdroweczko dopisuje, nogi bola, ale nie ma sie co im dziwic...
po kolei bylo tak:
rankiem 29.10... za pomoca taksowki wybralismy sie na dworzec "quillabamba" 3sole ;) nastepnie nie skorzystalismy z autobusu za 15$, wybralismy busa, czekajac godzine zjedlismy lokalne przystawki w postaci naturalnego soku, pieczywka i owocow. bus gonil jak szalony, wyprzedzajac kogo sie da, pomykal przez potezne przewyzszenia powyzej 4500mnpm. na jednym ze szczytow gdzie przejezdzalismy zainstalowana byla pojedyncza chatka, a przed nia siedzieli lokalni przebrani indianie, czy inkowie... szlag ich tam wie, w kazdym razie beztlenowcy. malo tego maja tez beztlenowe krowy pasace sie na 4000m.... dziwne ale prawdziwe. Wokolo widac bylo same lodowcowe szczyty.
Za przelecza ku naszemu zdziwieniu klimat zmienil sie o 180stopni, z suchego umiarkowanej temperatury, jadac w dol po niekonczacych sie serpentynach, na wilgotny i goracy, tropikalny!!! dokola rosly banany, cytrusy i inne egzotyczne owoce...
Ciezko sie zrobilo...
po dojezdzie do Santa Maria w ukropie wsiedlismy do taksy za 20zl od os. i pojechalismy przez santa teresa az do Hydroelektriki. Trasa przyspazala o zawrot glowy, kiedy to kierowca jechal nad przepasciami po kilkaset metrow, bez barier ochronnych po szutrze trabiac raz za razem kiedy zblizal sie zakret, nie moglismy sie napatrzec !!!! i nacieszyc oczu ta piekna i dzika dolina.
Na stacji okazalo sie ze bilety sprzedaja w st. teresa hihihihi szkoda ze nie widzieliscie min dwojki argentynczykow podrozojacych z nami taksa, byli zdziwieni i zalamani.
nas to nie przerazilo, mielismy czesciowo w planie spacer 10km po torach z duzymi plecakami pod gore....
Bardziej przerazil nas roj meszek, ktore zaatakowaly niczym szarancza tuz po wyjsciu z taksy, zanim kupilismy na straganie krem z odstraszaczem zdazyly nas pogryzc w kilku miejscach grrr, rece, nogi. na szczescie kremik skuteczny smarujemy caly czas.
Wedrowka choc ciezka godna polecenia, widoki sliczne, banany po drodze do zjedzenia czekaja na bananowcach, rzeczka przyjemnie szumi, po drodze most i wodospad z glazami jakich nigdy nie widzialem srednica po kilkanascie metrow ulozone na dnie doliny. z boku krzyzyk z 2002roku....
o zmierzchu doszlismy do celu = aguas calientes i od razu nagonili nam hostel za 10zl na os ;), zjedlismy po hambu z frytami i poszlismy spac, rano czekal nas szturm o 3 na gore machu picchu