Pozdrowienia z gor. Dzis rano wreszcie udalo se nam ujrzec je w pelnej okazalosci, chyba specjalnie dla nas chmury rozstapily sie i choc tylko na niecala godzine to z pewnoscia warto bylo wstac o 6 ;]. Po tarasie wstapilismy jeszcze do hotelu na sniadanko i zaraz po nim wybralismy sie nad jezioro za miastem. Nad jeziorkiem nie tracac czasu wpaowalismy sie na lodke i po okolo godznie bylismy juz na drugim brzegu gdzie czealo nas podejscie na przelecz skad widac dwa jeziora. Po ladowaniu przywitalo nas stado bawolow blotnych, co gorze chyba nie przypadlismy do gustu szefowi, ktory patrzac spod byka odprowadzil nas do konca laki. Przelecz okazala sie normalna droga, wiec w cieniu slomiandego dachu slepu wypilismy po malym piwku i poszlismy do lodki. Oczywiscie zadziorny bawol juz na nas czekal, na szczescie znalazla sie malusia staruszka z uschnieta galazka i po kilunastu minutach, kilku probach podejscia z roznych stron przegonila bestie ;] Wtedy szybki nur do wody (cieplejszej niz w hongongu z cieplego kurka prysznicowego). Naturalnie w powrotnej drodze dostalismy wiatr prosto w twarz, wiec pomagalismy naszemu galernikowi zeby sie nie zapalil. Jezioro przezylismy pomimo zaru lejacego sie z nieba, a nastepnie w hotelu bezwladnie zapadlismy w drzemke poludnowa, bez ktorej nie dalo by sie przetrwac do wieczora. Na szczesce nasz pokoj ma w standardzie “air conditioning” - polegajacy na zamontowanym na suficie wiatrau, ktory odziwo niezle sie sprawdza ;] Teraz po obiadku zmierzamy na zmagania w grupie B, z nadzieja ze sen nas nie zabierze gdyz mecz u nas zaczyna sie o 0:30 :( Jutro natomiast o 7 rano wyjezdzamy w 24h podroz do Varanassi, jak ja przezyjemy nie mamy pojecia, moze bedzie po drodze jakis lodowiec ;>. Ostatnie pozdrowienia z Nepalu, 3majcie sie i kciuki za naszych.